ARTUR BECKER "ONKEL JIMMY, DIE INDIANER UND ICH"
Hoffmann und Campe Verlag 2001
Grażyna
Po ostatniej audycji poświęconej hurtem kilku utworom
zostałyśmy upomniane przez słuchaczy, byśmy
więcej czasu poświęcały omawianym
książkom, bliżej prezentowały ich
treść i wydobywały różnice w ocenie.
Nie wiem, czy uda nam się dzisiaj spełnić
ten postulat, gdyż ze wstępnej rozmowy wynika,
że chyba nie ma wśród nas osoby, której się
wybrana na to spotkanie książka nie podobała.
Ale może zanim zagłębimy się w szczegóły
powiedzmy krótko, o czym jest powieść Artura Beckera
"Wujek Jimmy, Indianie i ja".
Iza
Jest to historia emigracji trójki bohaterów z mazurskiej
małej mieściny o nazwie Czerwonka do Kanady. Teofil
Becker, Teo, będący narratorem, wyjeżdża w
wieku szenastu lat z wujkiem-opiekunem oraz ze swoją
pierwszą miłością Agnieszką, lat 18,
do Kanady. Teofil emigruje w bardzo młodym wieku i zbyt wiele
spraw spada na jego nastoletnie ramiona. Ukochana Agnieszka,
ażeby uzyskać paszport i wizę kanadyjską,
zawiera jeszcze w Polsce papierowe małżeństwo z
wujkiem Jimmym, Mirosławem Korońrzeziem. Deską
ratunku w Kanadzie okazuje się umiejętność
gry na gitarze i zamiłowanie do muzyki rockowej z najwyższej
półki. Teo wraz z wujkiem Jimmym zakładają
muzyczny band o wchodnioeuropejskim rodowodzie i przygrywają
w polonijnej restauracji. Jest to zajęcie dodatkowe
oczywiście, sobotnio-niedzielne, normalnie panowie
pracują w różnych miejscach imając się
przeróżnych zawodów, od gońców, sprzedawców,
sprzątaczy począwszy, a na ogrodnikach i pracownikach
budowlanych skończywszy. Agnieszka dosyć szybko dochodzi
do wniosku, że nie zbuduje sobie przyszłości z
szesnastoletnim zakochanym w swoim wujku młodym człowieku,
opuszcza ich i wyjeżdża na studia medyczne.
Dominującą jednak postacią w powieści jest wujek
Jimmy, Jimmy Koronko. Polak jakich wielu, ze skłonnościami
do alkoholu i nadmiernego spożycia mięsa pod każdą
postacią. Ze swoistym poczuciem patriotyzmu, pesymizmu i
humoru. Białorusin urodzony na Litwie, czujący się
Polakiem, z silnym przywiązaniem do Warmii i Mazur.
Grażyna
Książka ta ma kilka mocno wyeksponowanych płaszczyzn -
która warstwa najbardziej do Was przemówiła?
Zosia
Osobiście czytając książkę odbierałam
bardziej warstwę realistyczną, czyli bardzo negatywny obraz
Warmii i Mazur w roku 1984 w Polsce: pijaństwo ludzi,
przestępstwa i wręcz ucieczka z Polski wujka
Korońrzezia przed długami ...
Renia
Ale ja się z Tobą nie zgodzę, że jest to obraz
taki jednoznacznie negatywny. Jest to obraz namalowany z
dużą sympatią, słabością,
miłością do tych ludzi.
Iza
A pamiętacie, jakie obrazy pijanych Polaków malował
Janosch? Malował z nienawiścią. Tu tego pierwiastka
nienawiście nie ma. Tu - ja bym powiedziała - jest
sympatia, aczkolwiek obraz nie jest też jednoznacznie pozytywny,
Reniu.
Renia
Ale mnie się wydaje, że Becker tu w żaden sposób nie
moralizował. On nie przedstawiał tej rzeczywistości
oceniając ją, to są nasze wnioski, zwłaszcza
że przecież znamy Polskę z tamtych czasów. Jego
obraz jest przede wszystkim kolorowy, bogaty, intersujący,
bardzo żywy i właśnie bez dzielenia na białe i
czarne.
Iza
Zgodne jesteśmy co do tego, że w obrazie tym jest nutka
sentymentu i ciepła.
Zosia
Jak mówiłam podczas pierwszego czytania książka
wydała mi się bardzo realistyczna, natomiast kiedy
kartkowałam ją drugi raz ogromnie uderzyła mnie
zawarta w niej poezja, przede wszystkim miłość
między Teofilem i Agnieszką. Bardzo mnie wzruszały
takie sceny, które są nawiązaniem do tradycji. Na
przykład przed wyjazdem do Kanady Teofil chce jej wszystko
wyznać, spotykają się na plaży, ona jest ubrana
w długi płaszcz, a pod spodem ma sukienkę w
maki, czyli tę, w której widział ją po raz pierwszy.
W tej opowieści jest dużo elementów ciepłych,
romantycznych, które czynią tę książkę
bardzo poetycką.
Grażyna
Mówiłyście o tym, że książka jest
realistyczna w opisach, mówiłyście, że wiele w niej
poezji. Mnie się wydaje, że Mazury we wspomnieniach Teofila,
kiedy cofa się on pamięcią do przeszłości,
do czasów sprzed wyjazdu, są wyidealizowane, wręcz
zmitologizowane, przetworzone przez wyobraźnię. To jest
już bardziej marzenie niż rzeczywiste wspomnienie. Nie
wdzę w niej realnych opisów przeszłości a raczej
przesiąknięte tęsknotą aluzje do minionych
sytuacji i przeżyć.
Zosia
Spojrzałabym na tę książkę jeszcze inaczej -
mamy tu swego rodzaju element mitologiczny - zatoczenie koła.
Bohaterowie wychodzą z Czerwonki, robią koło przez
Kanadę i wracają do Czerwonki, jednak bogatsi o
doświadczenie podróży. I widzę tu jakiś
imperatyw - oni musieli wyjechać, by siebie zobaczyć,
by siebie ocenić.
Grażyna
Zosia zauważyła, że zatoczone zostało koło,
bohaterowie wrócili do punktu wyjścia. Który element ma
większą wagę - doświadczenie emigracyjny czy
powrót?
Renia
Też się nad tym zastanawiam. Wracając do
przeżyć kanadyjskich - nie wspomniałyśmy,
że oni związali się z dwoma Indianami. I ja
uważam, że ta przyjaźń polsko-indiańska
odgrywa ogromną rolę, że doświadczenia
emigranckie są właściwie zdominowane ich wzajemnymi
kontaktami. Kim są ci Indiane? To ludzie z rezerwatu, ludzie
w jakiś sposób wyłączeni ze społeczności
mieszczańskiej, pojawia się wiele momentów, w których
Becker doszukuje się elementów wspólnych dla losów
indiańskich w Kanadzie i losów polskich. Jest to zetknięcie
z outsiderami, które pomogło Polakom moim zdaniem w
przepracowaniu własnej przeszłości, czy
przeszłości swojego narodu. Wydaje mi się, że
spojrzeli na Polskę i pewne problemy Polski z innej perspektywy
dzięki temu, że mieli właśnie takie a nie
inne doświadczenia w Kanadzie, że nie mieli na
przykład takich doświadczeń jak Agnieszka, która
poszła bardzo prostą drogą budując sobie
przyszłą egzystencję, podczas gdy oni
włóczyli się z Indianami.
Grażyna
W moim odczucie nie jest to książka ani o emigrantach, ani
o Polakach, a bardziej ogólnie o ludziach niespokojnych. O ludziach
gnanych jakąś tęsknotą przez świat,
szukających czegoś nowego, nowych przeżyć, nowych
doznań, nowych znajomości. I nie ma znaczenia, z jakiego
pochodzą kraju czy kręgu kulturowego. Jej bohaterem
mógłby być równie dobrze Polak jak Indianin, Amerykanin
czy Niemiec, po prostu każdy z nas. Odbieram ją jako
uniwersalną przypowiastkę o kondycji ludzkiej.
Renia
I o podstawowych wartościach w życiu człowieka. Bo w
tym wszystkim cały czas przewija się motyw
miłości, przyjaźni, lojalności,
odpowiedzialności...
Zosia
Mnie się z kolei wydaje, że oni wyjeżdżając
z Polski spotykają w Kanadzie ludzi takich samych jak oni,
że właściwie nie doświadczają niczego nowego.
Ci Indianie tak sami piją, tak samo cały dzień
siedzą gapiąc się przed siebie, mogliby spokojnie
żyć na Warmii i Mazurach. Więc nasuwa tu się
jeszcze jeden wniosek - wyjeżdżając w
przestrzeni spotykamy wszędzie takich samych ludzi, ale mimo
wszystko jesteśmy o coś bogatsi.
Grażyna
Mówisz Zosiu, że wyruszyli, by się czegoś
nauczyć. W książce mamy dwie postaci, które w
przeciwstawny sposób obrazują tę tezę. Wujek
wyjeżdża i wraca taki sam, niczego się nie uczy i
nie zmienia się na jotę. Zresztą nigdy się nie
zmieni - jest to constans w tej opowieści. Natomiast pewien
proces rozwojowy przeżywa rzeczywiście Teofil.
Renia
Zastanawiam się w tej chwili nad tym, czy Teofil będąc
oddanym i kochającym podopiecznym tego wujka, który jest
taką postacią niezmieniającą się,
mającą pewne cechy mogące być jakimś
uosobieniem mentalności mazursko-warmińskiej, a
jednocześnie polskiej, czy Teofil nie wyraża w ten sposób
również lojalności i miłości wobec
ojczyzny, wobec tej Polski, którą opuścił.
Miłość do ojczyzny, która nie zawsze jest
perfekcyjna. Teofil jest ciągle poddawany próbie. On ma tego
wujka zawsze przy sobie, on ma ten kawałek Polski z tymi
wszystkimi tutaj przerysowanymi przywarami przy sobie i
często staje przed decyzją: czy pozostanę z nim czy
też odejdę i rozwinę się w zupełnie innym
kierunku.
Grażyna
Bardzo piękne pytanie tutaj padło. Teofil czuje się w
obowiązku być lojalnym niezależnie od tego, co się
dzieje. Pytanie, czy rzeczywiście musimy być lojalni w
każdej sytuacji, do końca, własnym kosztem.
Iza
Uważam, że każdy z nas ma prawo pójść
własną drogą i Agnieszka nie jest w powieści
przedstawiona w czarnych, negatywnych kolorach. Nikt jej nie
potępia. Ale kiedyś ten sentyment i ta stara
miłość wypłynie.
Renia
Dla mnie właśnie drogi Teofila i Agnieszki to są dwie
alternatywne odpowiedzi na Twoje pytanie. Trudno potępiać
Agnieszkę i myślę, że można dokonać i
takiego wyboru, chociaż droga Teofila wydaje mi się
ładniejsza.
Zosia
Wydaje mi się, że to bardzo piękne, jeśli do
końca pozostaje się lojalnym, co nie znaczy, że nie
możemy się rozwijać według naszych
wyobrażeń, bo uważam, że nasze korzenie, czy
inaczej - nasza ojczyna - zawsze nas w jakiś sposób
dogonią, dotkną, tak jak dotknęły
Agnieszkę, choćby tylko przez jedną noc.
Grażyna
Obowiązkowe pytanie: czy polecamy tę
książkę?
Renia
Polecamy
Zosia
Polecamy, każdy znajdzie dla siebie coś ciekawego.
Iza
Polecam bardzo gorąco.
Grażyna
Zgadzam się z Wami.
Rozmowa zostaća wyemitowana w
Radiu Flora w Hanowerze
18 października 2002 oraz opublikowana w numerze 15/28
hanowerskiego miesięcznika
Twoja Gazeta z kwietnia 2004.
|