MAREK KRAJEWSKI "KONIEC ŚWIATA W BRESLAU"
WAB Warszawa 2003
Grażyna
Marek Krajewski to człowiek młody, choć już
nie tak młody jak ci dwudziesto- i trzydziestolatkowie, o
których książkach rozmawiałyśmy ostatnio.
Zadebiutował w 1999 roku powieścią "Śmierć w
Breslau", a dziś leży przed nami na jego drugi tom
"Koniec świata w Breslau" i jest to pierwszy kryminał,
który wybrałyśmy jako temat dyskusji w naszym gronie. Przed
spotkaniem słyszałam już od Was, że
książka się podobała, tymczasem gdy
siadłyśmy razem okazało się, że
musimy się dobrze zastanowić chcąc ja
streścić. Czy rzeczywiście tak niewiele
pozostało z tej dobrej lektury w naszej pamięci?
Iza
Trochę jednak pozostało. Jest to kryminał
powiedziałabym z krwi i kości, czyli mamy bardzo dużo
trupów, mamy bardzo zagmatwaną intrygę kryminalną,
mamy głównego bohatera, który stara się rowiązać
zagadkę, ale czy to mu się do końca udało, tego
nie jestem pewna.
Renia
Odebrałam motyw kryminalny jako pretekst. Jest takie
zjawisko, że autorzy próbują sprzedać swoje ciekawe,
cenne oberwacje włączając motyw sensacyjny, żeby
przyciągnąć uwagę czytelnika. I w tym momencie
wydaje mi się, że Krajewski sprzedaje nam wiele informacji o
historii Wrocławia, wiele wspaniałych szczegółów
dotyczących jego architektury i przeszłości,
dodając do tego właśnie jako taką szczególną
przyprawę wątek detektywistyczny.
Iza
Poza tym autor cały czas puszcza do nas oko. Ten wątek
kryminalny jest wątkiem prześmianym. Ja nie wiem jak wy,
ale ja miałam kilka razy ochotę w głos się
zaśmiać. W ostatnich latach zdarzyło mi się
parę kryminałów przeczytać i stwierdzam, że
autor też musi je znać i musi być wielbicielem
szeroko rozumianej literatury sensacyjnej.
Grażyna
Jestem miłośniczką kryminałów wszelkiego
rodzaju i czytałam tę książkę z wielką
przyjemnością, a oceniłam ją na końcu jako
skrzyżowanie Simenona i Chandlerem. Mamy tu z jednej strony
przenikliwy obraz miasta, począwszy od knajpy, burdelu,
zaułków ciemnych i szemranych po rzęsiście
oświetloną operę jako miejsce uczt duchowych i
intelektualnych rozmów, a z drugiej strony mamy bohatera, wrednego
w gruncie rzeczy typa, pijusa bijającego żonę,
wiecznie skacowanego, w zasadzie niesympatycznego, a przecież
nie budzącego odrażenia czytelnika. I zastaniawiałam
się na czym to polega.
Może na przykład na tym, że z niesamowicie
plastycznych opisów kaca, przy których Pilch niech się schowa,
wynika, że podczas gdy u Pilcha kac trzymał w swej mocy
zeszmaciałego bohatera, tutaj ten ciepiący katusze komisarz
Mock jednak panuje nad sytuacją.
Iza
Jednak wstaje, zakłada białą wykrochmaloną
koszulę, zapina ją na ostatni guzik i idzie do pracy.
Ja polubiłam Eberharda Mocka. On z tymi swoimi wadami i
problemami, których nie będziemy w tej chwili zdradzać,
powiem tylko, że nie ma on wesołego życia, zarówno
zawodowego jak i prywatnego, otóż on mimo wszytko budzi
sympatię i tu jest jakiś paradoks: jak taka kanalia
może być sympatyczna?
Renia
Przepraszam, ale jaka kanalia. Jest to człowiek o ogromnym
poczuciu sprawiedliwości. I mi również przypomina Marlowa
pod tym względem, że jest człowiekiem, który walczy o
słuszną sprawę stosując najróżniejsze
środki, czasami nie przebiera w nich, ale gotowy jest
również ponieść każde ryzyko, nawet ryzyko
osobiste, gotowy jest ponieść konsekwencje zawodowe. I to
poczucie sprawiedliwości, którą on bierze czasem w swoje
ręce, wbrew normom epoki i wbrew etosowi zawodowemu, to jest to,
co mnie do niego absolutnie przekonało.
Grażyna
A mnie akurat mniej się podobał fakt, że on w
przesłuchaniach podejrzanych nie stronił od zastraszania i
szantażu po to, by osiągnąć swój cel. A jednak
czytelnik wybacza mu wszystkie wady właśnie dlatego, że
jest to człowiek z charakterem.
Zosia
Nie bądźmy naiwne i nie wierzmy, że gdziekolwiek
indziej przesłuchania wyglądają inaczej. Ale ja
chciałabym zwrócić uwagę na inny aspekt. O tym, czy
książka jest dobra, niekoniecznie decyduje poprowadznie
wątku kryminalnego. Na mnie osobiście bardzo duże
wrażenie wywarła atmosfera miasta, którą autor opisuje.
W trakcie lektury Wrocław z końca lat dwudziestych
kojarzył mi się ze śląskiem roku 56: zima,
wiatr, padający śnieg, ślizgawki, samochody i konie
na ulicy, odgłosy zimowego dnia, bo w książce bardzo
dużą rolę odgrywa dźwięk. Było to dla
mnie coś bardzo znanego i ta atmosfera pozostała mi w
pamięci, a sam, wątek kryminalny nie był dla mnie
aż taki ważny.
Iza
Mnie osobiście bardzo podobał się wątek
kulinarny. Drogi słuchaczu-potencjalny czytelniku, jeżeli
będziesz czytał te strony, na których opisywana jest golonka
i różne kluski i piwo, radzę ci: dobrze zaopatrz lodówkę.
Renia
Dla mnie ta książka jest interesująca głównie z
tego względu, że oparta jest na pewnym genialnym w moim
odczuciu pomyśle. Pomyśle, który wtapia się w pewien
nurt, który ja nazwałabym oswajaniem przeszłości i
oswajaniem niemieckiego kompleksu. Być może wcale to
nie było zamierzeniem autora, ale umieścił akcję
we Wrocławiu, czyli mieście, które w 1927 roku było
niemieckie, a które w tej chwili należy do Polski. Przedstawia
świat, w którym nie ma absolutnie formuły: Polak-Niemiec,
ofiara-sprawca, po prostu zajmuje się przeszłością
miasta, w którym mieszka. Ja pamiętam to miasto z czasów, kiedy
o tej przeszłości się nie mówiło, a jeżeli
się mówiło, to właśnie z pewnym kompleksem, który
polegał z jednej strony na wrogim obrazie Niemca,
a z drugiej strony w przypadku pewnych ludzi na poczuciu
niższości wobec niemieckiej arogancji ale i wobec ich
sukcesu. A tu tego absolutnie nie ma. On przedstawia Wrocław
sprzed drugiej wojny światowej i są to ludzie jak każdy
z nas. I w tym właśnie widzę wyjście z tego
kompleksu, oswajamy się z tą przeszłością,
akceptujemy ją i dlatego traktujemy Niemców jak równych nam i
samych siebie jak równych Niemcom. I to jest dla mnie
właśnie ten genialny pomysł.
Grażyna
Jako wrocławianka z wyboru rzuciłam się na tę
książkę z wielkim zainteresowaniem i podobnie jak
Zosia odnalazłam tam Wrocław, który znam, odnalazłam
bardzo plastycznie malowaną panoramę miasta, bo mimo obcych
mi nazw zakątki się nie zmieniły. I ja także
myślałam przez moment o tym aspekcie, o
którym Ty mówiłaś, Reniu, ale w moim przypadku nie
odgrywał on żadnej roli. Z wielką
przyjemnością czytałam książkę o
bliskim sercu memu mieście, w którym spędziłam
sporą część życia, ale nie miało dla
mnie żadnego znaczenia, czy opisywany Wrocław jest
polski czy niemiecki. Osobiście nie miałam nigdy kompleksów
z powodu niemieckiej przeszłości ziem, na których się
urodziłam. Wrocław to było moje miasto z całą
jego historią, także z przedwojennymi mieszkańcami,
których miałam za sąsiadów i problem, o którym
mówisz, nigdy nie był moim problemem. Dlatego nie odebrałam
tej książki jako wypowiedzi politycznej, a jako kawałek
dobrej literatury.
Renia
Ja też nie odbieram jej politycznie. Ale cieszę
się, że tak suwerennie podejmuje temat przeszłości
niemieckiej bez rozważania sprawy winy, wyższości,
niższości i że możemy rozmawiać o niej jako
o dziele literackim.
Zosia
Podświadomie porównałam Wrocław do miast
śląska ze względu na tę samą atmosferę,
co świadczyłoby o tym, że autor daje nam tu obraz
jakiegoś typowego miasta leżącego w środku
Europy. Przemawia za tym także język - jest tu bardzo
dużo przysłów łacińskich. I raczej nie dlatego,
że autor jest filologiem klasycznym, a dlatego, że
opisywana generacja używała jeszcze języka
łacińskiego i było to powszechne wśród
wykształconych mieszkańców miast europejskich.
Grażyna
Jak widzę, wszystkie chcemy polecić tę
książkę naszym słuchaczom-czytelnikom.
Krótkie uzasadnienie?
Iza
Ze względu na szatę językową, ze względu
na wiele trafnych sformułowań i - nawiazując do tego
co powiedziałaś, że wiele stron opisów kaca przebija
frazę Pilcha, z czym się zgadzam - miałam
wrażenie, że pojawił się w polskiej prozie
ktoś nowy, kto potrafi dobrze pisać.
Zosia
Polecam bardzo książkę może przed albo po
lekturze historycznej książki Davisa o Wrocławiu,
jako uzupełnienie lektury, aby tak bardziej ze strony ludzkiej
wniknąć w atmosferę miasta.
Renia
Jest wiele aspektów, dla których ta książka mi się
podobała. Podobało mi się bogactwo języka autora,
jego erudycja, znajomość historii i to, że
potrafił to tak zajmująco przedstawić, ale
wróciłabym w pierwszym rzędzie do tego genialnego
pomysłu i ciekawa byłabym, jak odebrali to czytelnicy,
może ktoś podzieli się ze mną refleksją
pod tym względem. A poza tym mamy mało powieści
kryminalnych w Polsce - pomijając już to, że jest to
dobra książka, jest to dobra powieść
detektywistyczna i z tego względu też warto ją
przeczytać.
Grażyna
Niezależnie od tego, że jest to dobry kryminał,
polecam tę książkę przede wszystkim dlatego,
że autor potrafi pięknie malować słowem. Te
knajpki, ulice, te golonki chrupiące, te piwa pieniste, ten
detektyw, który językiem bada dziurę w zębie
słuchając wywodów szefa, to są scenki napisane tak
soczystym, mięsistym językiem, że natychmiast pojawia
się odpowiedni obraz, a nawet dźwięk i smak.
Jest to kawał dobrej prozy, nawet jeśli nie łatwej,
to bardzo przyjemnej. Dodam, że pierwsza książka
Krajewskiego została już przetłumaczona na język
niemiecki i pod tytułem "Tod in Breslau" jest do kupienia za 9
euro w każdej księgarni. Powstaje także jej wersja
filowa, w której w postać Eberharda Mocka wcieli się sam
Klaus Maria Brandauer.
Rozmowa została wyemitowana w
Radiu Flora w Hanowerze
13 grudnia 2003 oraz opublikowana w numerze 13/26 hanowerskiego miesięcznika
Twoja Gazeta ze stycznia 2004.
|