MARIUSZ SIENIEWICZ "ŻYDÓWEK NIE OBSŁUGUJEMY"
WAB 2005
Grażyna
Dziś w skromniejszym składzie rozmawiamy o kolejnym młodym w literaturze polskiej,
Mariuszu Sieniewiczu, a raczej o jego książce zatytułowanej dosyć
prowokująco "Żydówek nie obsługujemy". Jest to zbiór dziesięciu opowiadań
bardzo różnych pod względem poruszanych tematów i bardzo różnych pod względem
formy - czy jest coś, co je łączy, czy można sprowadzić je do
jakiegoś wspólnego mianownika?
Iza
Wydaje mi się, że pewna doza ironii, ewentualnie groteski, jest w każdym z tych
opowiadań, jakkolwiek bardzo różnych.
Zosia
Powiedziałabym, że wspólnym mianownikiem tych opowiadań, czy może
rozdziałów, jest rozrachunek ze światem. Autor, czy opowiadający, drwi ze
świata, kpi z niego, jest wobec niego bardzo zdystansowany i mam wrażenie, iż
wydaje mu się, że ludzie nie są w stanie się porozumieć, ponieważ
każdy jest inny i wszyscy są sobie obcy.
Iza
Jest to lektura, której nijak nie możemy streścić, ani opowiedzieć.
Dziesięć opowiadań bardzo niesamowitych czasami, bardzo często występuje
w nich kategoria oniryczna, pomieszanie rzeczywistości ze snem, zawsze początek jest w
miarę realny, ale szybko przestajemy orientować się, czy to jeszcze
rzeczywistość, czy już właśnie sen. Zaliczyłabym te opowiadania do
prozy zaangażowanej ponieważ dotykają one wielu współczesnych spraw trudnych
w Polsce, ale i spraw historycznych, które ciągną się za nami przez lata, jak
antysemityzm, o którym mowa w tytułowym opowiadaniu.
Grażyna
Czy są opowiadania, które wam szczególnie utkwiły w pamięci?
Iza
Zapamiętałam dwa. Oprócz tytułowego zapamiętałam jeszcze jedno o
zabawnym tytule "O kurna, ale wujnia". Jest to historyjka polityczna, w której pewna grupa dorywa
się do władzy, hoduje sobie sługusów i następców, a jednocześnie daje
skromne zasiłki niedorozwiniętym debilom. Z czasem dochodzi do przekrętów,
afer i matactw politycznych oraz do przemiany i buntu. Jest to groteskowy pamflet podszyty
Gombrowiczem bardzo i Witkacym, na temat tego, co obserwujemy ostatnio w polskim życiu
politycznym. Nazwałabym to opowiadanie bardzo niepoprawnym politycznie.
Zosia
Po raz pierwszy przeczytałam książkę, o której trudno mi cokolwiek
powiedzieć. Mam cały czas wrażenie, że autor bardzo rozprawia się ze
światem, rozprawia się z krytykami, broni swojej książki przed oceną
tak zwanych estetów, nie chce pisać powieści, w której jest
"action", jakich jest w tej chwili bardzo dużo, ale sposób, w jaki to robi,
zupełnie do mnie nie trafia. Zapytałaś, czy jakieś opowiadanie szczególnie
zapamiętałyśmy. Zauważyłam już w innych książkach
młodych ludzi, które tu omawiałyśmy, na przykład u Kuczoka, że w
spisie treści jedne tytuły opowiadań pisane są kursywą, drugie zaś
zwykłą czcionką. Opowiadania wyróżnione kursywą są dla mnie bardziej
czytelne. Pierwsze z nich nazywa się "Myśl". Myśl atakuje tylko mężczyzn,
ale zaraz za myślą wkracza śmierć. Autor pokazuje, że kobiety jakoś
łatwiej potrafią się pogodzić z upływającym czasem. Na ile sam
utażsamia się z tą tezą, na ile zaś jest to kpina czy drwina, na to
pytanie nie umiem odpowiedzieć.
Grażyna
I ja napotkałam na trudność, o której mówicie, by wyłowić z opowiadań
nić przewodnią, jakiś wątek. Pierwsze wrażenie było takie, że nie
ma w nich "dobrze opowiedzianej historii", jak literaturę definiuje Reich-Ranicki. Są to
opowieści dziwne czy wręcz udziwnione, zaskakujące, które w żaden sposób nie
porywają czytelnika, nie wiążą go emocjonalnie. Czytając czujesz,
że i autor stoi z boku niezależnie od tego, czy narracja odbywa się w trzeciej,
czy w pierwszej osobie, że z wielkim dystansem odnosi się do stworzonego przez siebie
świata. Zastanawiałam się, na czym polega fenomen tych opowiadań, bo jednak
przeczytałam je bez obrzydzenia, i doszłam do wniosku, że ich kanwą,
tkanką i istotą jest słowo. Nie historia, nie bohater, a właśnie
słowo jest tu ciałem. A kiedy to sobie uświadomiłam, poddałam się
czarowi języka autora. Języka pięknego, plastycznego, pełnego zaskakujących
porównań i niezużytych metafor, języka ogromnie poetyckiego, który stał się
w moim przypadku elementem emocjonalnym wiążącym mnie z tekstem.
Zosia
Podeprę twą ocenę przykładem: "Lato jest dziewczynką z zapałkami."
Autor pisze o jesieni, o zimie i ten język jest emocjonalny. Ale zaraz jakby się
reflektował i mówił: nie, ja nie chce w ten sposób pisać! I znów się zaczyna
suche słowo i przenośnie, które być może trafiają do niektórych
czytelników, ale ja się do nich nie zaliczam. Weźmy choćby opowiadanie "Pies", w
którym stary wiejski pies powraca po swej śmierci do gospodarzy, pojawiając się im
we śnie i wołając "Hände hoch!". Ja nie potrafię zinterpretować tych
obrazów. Autor jest za młody, by pamiętać wojnę, więc nie wiem, co oznacza
to jego cofanie się w czasie, co z tamtych doświadczeń tkwi jeszcze w zbiorowej
polskiej świadomości.
Iza
Zastanawiałam się nad opowiadaniem tytułowym, w którym młody Polak
współcześnie wciela się jakby w postać opisywanej Żydówki.
To opowiadanie jest bardzo absurdalne, ponieważ młody osobnik płci męskiej
wybiera się do hipermarketu na zakupy i nagle orientuje się, że jest kobietą,
Żydówką, którą wszyscy popychają, której nikt nie chce obsłużyć,
jak to mamy w tytule. Kobieta zostaje poniżona, stłamszona, jak to miało miejsce
parędziesiąt lat wcześniej, w czasie wojny. Właśnie w tej chwili
nasunęła mi się taka myśl, że jest to być może rodzaj czkawki
pamięciowej, która w nas od czasu do czasu odżywa, obojętnie, czy pamiętamy
wojnę, czy nie. Jest to jakiś element - powiem za Jungiem - naszej podświadomości
zbiorowej i on czasami wypływa na powierzchnię. Ten pies powracający w postaci
hitlerowca, czy owa Żydówka, pobita, zgwałcona i wrzucona do zamrażarki między
drób, symbolizują jakieś sprawy uniwersalne, na które autor chciał zwrócić
naszą uwagę. Wiedział, że jeżeli napisze tradycyjną opowieść
o wojnie, prawdopodobnie nikt nie będzie jej czytał, więc użył takiego
chwytu.
Zosia
Punktem wyjścia była konkretna Żydówka, potraktowana jak w czasach wojny.
Ale dla autora jest ona synonimem inności.
Iza
Autor mówi o inności, która może być w każdym z nas, o inności pokazanej
bardzo realistycznie na przykład przez Helgę Hirsch. Czuję podskórnie, że
Sieniewiczowi chodzi o te same problemy, tylko wybrał inne środki, odwołał
się do groteski. Wydaje mi się, że chciał czytelnika rozdrażnić,
zainteresować, zainspirować. Popatrzmy na młodych autorów, o których tu rozmawiamy.
Oni wszyscy operują wspaniałym, wycyzelowanym językiem. Także
Sieniewicz przez zabawę językową, przez stwarzanie nowych form - jest tu masa
neologizmów - mówi nam o sprawach ważnych. Wydaje mi się, że ta forma to klucz
do młodego pokolenia.
Grażyna
Najbardziej zaskakuje mnie fakt, że autor wraca do problemów wydawałoby się dawno
przebrzmiałych, co świaczy o tym, że jednak podskórnie są one ciągle obecne
i wymagają otwartej dyskusji. Jak absurdalny polski fenomen antysemityzmu bez Żydów, skoro
przywołanie Żydówki jako synonimu "odrzuconego" ciągle jest zrozumiałe,
także dla młodych, czy jak niechęć do inności, obcości, w jakiej
postaci ona by się nie pojawiała. Zaskakuje mnie, że w dzisiejszej Europie otwartych
granic, przy wielkiej mobilności Polaków, często pracujących czy studiujących w
innych krajach, obcość jest ciągle problemem.
Iza
To są stare problemy pokazane w nowej formie. Ja myślę, że
większość młodych ludzi z zaciekawieniem weźmie tę
książkę, gdyż są tu takie tytuły jak choćby "Banderas
przeciętności", czy "Posuń się posuń, bo ja cię posunę". Wydaje
mi się, że taką książką autor jest w stanie zainteresować
młodych czytelników, dotrzeć do nich i powiedzieć im o sprawach, o których już
nie chcą czytać w literaturze stricte realistycznej.
Zosia
Ja się tylko obawiam, że może nie każdy czytelnik będzie miał
dosyć cierpliwości, by przebijać się przez tę formę w drodze do
głębokich treści. Mnie było bardzo ciężko tę
książkę przeczytać i miałam wrażenie, że gdybym
przeskoczyła kilka stron, czy pozmieniała kolejność zdań, to
właściwie nic złego by się nie stało. Więc
książka ta potrzebuje bardzo cierpliwego czytelnika.
Grażyna
Czy ją polecasz?
Zosia
Zazwyczaj polecam, wobec tego czynię to i tym razem, jednak z prośbą, by się
nie zniechęcać, starać się dotrzeć do treści i nie zarzucić
lektury z oceną: głupia młoda literatura, chaotyczna, bez przesłania - bo
byłoby to krzywdzące. Do tego autora trzeba mieć wiele cierpliwości.
Iza
Zgodzę się co do cierpliwości. Ale lektura może też dać sporo
satysfakcji i przyjemności, osobiście miałam parę razy chichot na ustach i
specyficzną satysfakcję, kiedy rozpoznawałam fragmenty, czy konwencje literackie,
którymi bawi się Sieniewicz, które trawestuje i ośmiesza. Nie wiem, czy
zauważyłyście, w jaki niesamowity sposób podrobił styl biblii.
Zosia
Zgoda, na przykład list św. Pawła dotyczący miłości. Tam jest
dużo takich fragmentów. Dlatego czytać cierpliwie od początku do końca, nie
rzucać z negatywną oceną.
Iza
Przyznam się szczerze, że nie przeczytałam wszystkich opowiadań, a polecam
szczególnie te dwa, o których mówiłam, to znaczy "Kurna, ale wujnia" i
"Ųydówek nie obsługujemy". Dodam tylko, że Mariusz Sieniewicz nie należy
do Młodzieży Wszechpolskiej.
Grażyna
Polecam tę książkę ponieważ znalazłam w niej kilka opowiadań,
które bardzo mi się podobały, na przykład szalenie się ubawiłam przy
tekście "Złota akszyn", podobał mi
się wątek pijaka-rozbitka na morzu powracającego do portu, czy wątek panny
młodej. Więc nawet jeżeli przy niektórych opowiadaniach być może trzeba
wykazać trochę cierpliwości, warto się na nią zdobyć.
Rozmowa została wyemitowana w
Radiu Flora w Hanowerze
13 września 2005 oraz opublikowana w numerze 9/45 hanowerskiego miesięcznika
Twoja Gazeta z września 2005.
|