ANNA BOLECKA "CONCERTO D´AMORE"
WAB, 2004
Grażyna
Po "Białym kamieniu" i "Leć do nieba" Anna Bolecka popłeniła
książkę nieco lżejszą, "Concerto d´amore".
Jest to zbiór trzech
opowiadań z miłością w tle. Za każdym razem
oglądamy świat z perspektywy wybranego bohatera i śledzimy jego
perypetie miłosne.
Renia
Te trzy opowiadania
łączą się w pewną całość. Można
nazwać tę książkę również powieścią czy
tryptykiem. Jest to opowieść o poszukiwaniu miłości,
podczas którego bohater się rozwija.
Grażyna
Niedawno rozmawiałyśmy o podobnej książce Janusza
Wiśniewskiego. Czy i Wam narzucają się porównania?
Zosia
Zaczęłam
czytać i stwierdziłam, że pierwsza część tego
tryptyku mnie denerwuje. Cały czas porównywałam z
"Samotnością w sieci" i myślałam o tym, jaka to dobra
była książka, choć też romans, i jak słabo
napisana jest pierwsza część "Concerto d´amore". Nie
chciałabym jednak uzasadniać, zanim nie usłyszę Waszego
zdania.
Iza
Ja miałam takie wrażenie po
pierwszej, po drugiej i po trzeciej części, aczkolwiek dwie ostatnie
podobały mi się troszkę bardziej. Pierwsza część
tryptyku ma tytuł "On", jest to szukający miłości
mężczyzna już nie całkiem młody, za to bardzo
młode, z podkreśleniem na bardzo, są partnerki, które zaprasza
do swojego mieszkania. Zakochuje się on w starszej, w jego opinii, bo
aż 22-letniej, studentce fotografii i trzy czwarte książki jest
relacją z tego związku. Ale czy można nazwać go romansem?
Renia
W początkowej fazie lektury miałam
wrażenie, że powstanie z tej znajomości romans, że się
ona w tym kierunku rozwinie, a tymczasem potoczyła się dosyć
dziwnie. Bohaterzy zbliżyli się do siebie, a następnie, w
momencie, kiedy oczekiwałoby się jakiegoś punktu kulminacyjnego,
czy jakiegoś rozbudowania historii miłosnej, wszystko się
skończyło. Było to jakieś urwane i moim odczuciu kompozycyjnie
nielogiczne.
Zosia
Ja nawet nie wiem,
czy on szukał miłości. On szukał wrażeń,
rozrywki. Można powiedzieć, że jest on psychicznym
nieudacznikiem, który bardziej siebie sprawdza w uczuciach, niż
usiłuje dać uczucia drugiemu. A cała akcja rozgrywa się
jakby w zamkniętej kuli i ja się niczego nie dowiadywałam o
otaczającym świecie, co mnie bardzo denerwowało. Dla mnie
książka musi być oknem na świat.
Renia
Ale w "Samotności w sieci" było tak samo.
Zosia, Iza
Nie!
Ależ tam
był świat zewnętrzny, tam była polityka, tam był
jakiś system, który wygonił bohatera z jednego kraju do drugiego, tam
była jakaś dziewczynka, którą sprowadzano do USA, bo się w
kraju nie dało jej zoperować. A jeżeli chodzi o naszego
dzisiejszego bohatera, to nie szukał on jednej konkretnej dziewczyny, on
chciał po prostu zapraszać sobie coraz młodsze.
Renia
Wydaje mi się,
że autorka miała zapędy pedagogiczne, ponieważ bohater,
który był w pierwszej części człowiekiem absolutnie
niedojrzałym, szukał partnerek, które odpowiadały jego wiekowi
psychicznemu, jeżeli mogę tak to określić. On był
człowiekiem trzydziestoletnim, one miały po czternaście lat i
jemu się wydawało, że mogą się spotkać na tym
samym, jeszcze bardzo zalążkowym etapie rozwoju. Kiedy bohater
zaczął dojrzewać, przeniósł swoje zainteresowania na
dojrzałe, spełnione, prawdziwe kobiety. Wydawało mi się,
że autorka chce tu zasugerować, iż rozwój mężczyzny
przejawia się również w tym, że jest w stanie stworzyć
partnerstwo z kobietą w swoim wieku.
Zosia
Dla mnie to był
nieudacznik uczuciowy. Studentka fotografii była rzekomo jego wielką
miłością, a on w momencie, kiedy zaczyna ją
podejrzewać o zdradę w Paryżu, nie robi żadnego kroku w jej
kierunku, tylko się po prostu odsuwa. W tym momencie stwierdziłam,
że jest to człowiek, dla którego najważniejsze są
własne urazy, on sam jest ważniejszy, niż partnerki, z którymi
rzekomo chciałby być.
Iza
Nie było w nim
krzty chęci walki. Przypomnijcie sobie Jakuba z
"Samotności w sieci". Kiedy zostaje odtrącony, kiedy już wie, że jego
ukochana nie będzie dzieliła z nim życia, w dalszym ciągu
śle jej e-maile, cały czas walczy i szuka odpowiedzi na pytanie:
dlaczego? A ten tutaj po prostu
odjeżdża, tracą się z oczu, po latach spotykają
się przypadkowo i nie potrafią sobie wyjaśnić, dlaczego
się rozeszli.
Grażyna
Bardzo gorąco
dyskutujecie na temat bohatera tej książki, a co powiecie o
głównej bohaterce, która pojawia się na późniejszych kartach.
Renia
Szczerze mówiąc
bardziej podobał mi się, nie jako człowiek, ale jako postać
literacka, ten mężczyzna. Jego spotkania z bardzo młodymi
dziewczynami, będące wyrazem emocjonalnej niedojrzałości,
były komentowane przez niego samego i troszeczkę otworzyły mi
świat na psychikę mężczyzny. Zawsze zastanawiałam
się, dlaczego mężczyźni interesują się
młodymi dziewczętami, skąd biorą się takie dewiacje
jak pedofilia i uważam, że wewnętrzny świat bohatera
został przedstawiony bardzo przekonująco. A zważywszy, że
autorką jest kobieta, uznałam to za interesujące
osiągnięcie psychologiczne.
Grażyna
Jest to bardzo
ciekawe spostrzeżenie, bo o ile dobrze pamiętam, ostatnio
byłyśmy zachwycone umiejętnością Wiśniewskiego
przedstawiania psychiki kobiecej. Mamy zatem autora, który znakomicie potrafi
pokazać psychikę kobiety i autorkę, która potrafi
wejść w psychikę mężczyzny.
Zosia
Miałam podobne
odczucia do Reni. Mimo, że nie cierpiałam bohatera, bardziej
przemówił on do mnie jako postać. Zaskoczyło mnie pytanie o
kobietą, ponieważ nic o niej nie zapamiętałam. Jedyne, co
mi się podobało w drugiej i trzeciej części
książki, to opisy Warszawy. Naraz poczułam, że bohaterowie
są gdzieć zakorzenieni. A trzecia część, w której
kobieta jedzie na wieś do rodzinnego domu i szuka swojej historii, szuka
siebie - opis domu, zapachów, dźwięków - znów do mnie bardziej
przemówiła. O postaciach kobiecych niewiele mogę powiedzieć za
wyjątkiem mamy naszego bohatera, w której to postaci autorka szuka
wyjaśnienia, dlaczego syn jest taki, a nie inny. Wydaje mi się przy
tym, że autorka za bardzo oparła się na teorii jungowskiej: mama
nie dała rozwijającemu się chłopcu dosyć uczucia,
stąd jego nieudacznictwo. Tam, gdzie autorka po prostu opisuje świat,
kiedy zapomina o teoriach i staje się sobą, mamy kawałki
pięknej prozy.
Iza
Ja, podobnie jak Zosia, prawie w ogóle nie zauważyłam Ludwiki, kobiety dojrzałej,
bohaterki drugiej i trzeciej części, zupełnie też nie
przykuła mojej uwagi matka naszego nieudacznika. Moim zdaniem bardzo
kiepsko zarysowane są sylwetki bohaterów w tej książce.
Zainteresowało mnie jedynie zakończenie, którego jak zwykle nie
możemy zdradzić, kiedy główny bohater dokonuje wyboru: czy
pójść za młodą kobietą ,czy za kobietą
dojrzałą. Podobał mi się pomysł i rozwiązanie
zakończenia. Jest to jedyna rzecz, dla której warto było
przemęczyć te 280 stron.
Renia
Jeszcze jeden aspekt, na który
zwróciłam uwagę, to jest taki trochę przemycony przez
autorkę wątek antysemityzmu polskiego, pojawiający się w
opowiadaniu pani Reginy. Otóż w małym miasteczku, w którym się
ona ukrywa, i w którym czuje się bezpiecznie, wychodzi pewnego dnia na
rynek. Wówczas jakiś wyrostek krzyczy na jej widok: żydówka! i natychmiast wszyscy
ludzie wycofują się, a ona zostaje sama w kręgu pustki. I nagle
sobie uświadomiłam, w jaki sposób to musiało wyglądać,
w jaki sposób mogło dojść do tego, że taka ogromna ilość
ludzi została wydana.
Iza
No ale co się
wtedy dzieje? Wtedy podchodzi ktoś do tej kobiety, bierze ją pod
rękę i mówi: "Ach, tu zaszła jakaś pomyłak, to jest
moja dobra znajoma." W grupie tych ludzi, otaczających kobietę zimnym
murem, znajduje się ktoś, kto podaje jej rękę.
Grażyna
Czyli Bolecka
położyła plaster do naszą narodową duszę.
Zaczęłyście rozmowę o książcę od ocen
sceptycznych, wręcz negatywnych, w międzyczasie
odnalazłyście parę wątków i scen, którym warto poświęcić
uwagę - czy polecacie tę książkę?
Zosia
Przeczytałam w międzyczasie dwie poprzednie książki
Boleckiej "Biały kamień" i "Leć do nieba", które uznałam za
bardzo piękne i warte przeczytania i patrząc z ich perspektywy
może nie polecałabym "Concerto d´amore", natomiast bardzo polecam
Bolecką jako autorkę.
Renia
Ja i dziś omawianą
lekturę bym poleciła, gdyż nawet jeśli nie jest to
najlepiej skonstruowany romans, to jest tam kilka aspektów, które są
interesujące i wnoszą pewną wartość poznawczą.
Iza
Ja jednak
skłaniałabym się ku temu, by jej nie czytać, ponieważ
jest wiele ciekawszych rzeczy, którym warto poświęcić czas. To
jest może trochę niesprawiedliwe, co teraz powiem, ale utwory
ostatnich autorów, których czytałyśmy, mam na myśli Shutego,
Nahacza, Sieniewicza,
czy nawet Masłowską, prezentowały tak
szaloną ekspresję językową, że teraz czytając
taki gładki, zwykły tekst, taką przyzwoitą narrację,
czułam jakiś niedosyt. Cały czas czekałam na neologizmy, na
ekspresyjne wyrażenia, cały czas mi czegoś w tym, bardzo
poprawnym, języku Anny Boleckiej brakowało. Tamte sposoby narracji
przyzwyczaiły mnie już do czegoś innego, zaostrzyły mój
apetyt na smakowite kąski i teraz taka całkiem poprawna
książka pozostawia u mnie niedosyt.
Grażyna
Wyjątkowo przychylę
się do negatywnej oceny Izy. Na ogół polecam książki, bo
prawie z każdej można coś dla siebie wyłowić. Gdyby ta
była jedną z niewielu w mojej bibliotece, nie wahałabym się
ją polecić, jednak na półce z poprawnie napisanymi
czytadłami możemy znaleźć utwory bardziej fascynujące
niż "Concerto d´amore", wobec czego szukając chwili
odprężenia lepiej sięgnąć od razu po tamte.
Rozmowa została wyemitowana w
Radiu Flora w Hanowerze
8 listopada 2005 oraz opublikowana w numerze 11/47 hanowerskiego miesięcznika
Twoja Gazeta z listopada 2005.
|